FUSY-BYTOM (A1) 100:98 Zemsta Łagiewniki (B2)
1 kw. | 2 kw. | 3 kw. | 4 kw. | Wynik końcowy | |
FUSY-BYTOM (A1) | 21 | 21 | 18 | 40 | 100 |
21 | 42 | 60 | 100 | ||
Zemsta Łagiewniki (B2) | 25 | 51 | 75 | 98 | 98 |
25 | 26 | 24 | 23 |
Pierwszy ćwierćfinałowy mecz pomiędzy Fusami a Łagiewnicką Zemstą był dokładnie taki jakiego nie chcielibyśmy oglądać. Poza emocjami do ostatniej akcji, co było pozytywne, nic więcej nie zagrało. Nawaliła pogoda. Przelotne opady deszczu sprawiły, że mokry był tartan, a to z kolei miało duży wpływ na poziom zawodów. Trudno jest pokazać skuteczną koszykówkę, skoro przy każdym szybkim ruchu jeździsz jak na lodowisku, a zamiast efektownych akcji, widzisz jedynie efektowne upadki graczy.
Na domiar złego mecz ten zepsuli sami zawodnicy, którzy momentami zapominali że są na ŚLLK, a nie na zjeździe farmaceutów. O ile przyzwyczaiłem się do tego, że część graczy zgłasza mocno cipkarskie faule, to takiego kreowania alternatywnej rzeczywistości koszykarskiej jak dziś, chyba nie oglądałem nigdy. Ilość zanegowanych przeze mnie fauli w tym spotkaniu była większa, niż we wszystkich spotkaniach ŚLLK przez te 19 sezonów. Taka postawa graczy obydwu drużyn, połączeniu ze śliskim tartanem i słabą skutecznością sprawiły, że zawody oglądało i obserwowało się ciężko.
W kwestii przebiegu, to praktycznie przez całe spotkanie wydarzenia na boisku kontrolowali goście. Z obwodu trafiał Balcerzak, pod koszem nie do zatrzymania był Janus, na deskach solidnie wspierał go Dziedzic, a swoimi charakterystycznymi wjazdami popisywał się Maro. U gospodarzy zabrakło ligowców przez co nie bardzo było komu wziąć na swoje barki pociągnięcie zawodów. Dobre momenty miał Kobylewski, Borówa i Skrabek. Z tym ostatnim to jednak było coś dziwnego, bo kiedy tylko zaczynał ciągnąć swoją drużynę, natychmiast był wołany do zmiany. W pewnym momencie podejrzewałem jakiś sabotaż. Przez całe zawody goście wypracowali i utrzymywali kilkunastopunktową przewagę, która utrzymywała się do stanu 88-98. Wtedy to stało się coś niewyobrażalnego. Kosz miejscowych się zaczarował i zaczął wyrzucać wszystko, nawet piłki które już wszyscy widzieli w środku. Natomiast u miejscowych rozpoczął się Borówa show: dwie trójki, dwójka i ostatni wolny na wagę zwycięstwa. Przyjezdni w tym czasie mieli 8 (słownie osiem) piłek meczowych, z czego ze trzy spod dechy. Spudłowali wszystko, oddając tym samym zwycięstwo gospodarzom na przysłowiowej złotej tacy.
Najciekawszym momentem w całym spotkaniu było pojawienie się Staszka Kormana i zdradzenie planów z reaktywacją legendarnej ekipy Black PantherzZ i zapowiedź wygrania ligi w jubileuszowym jej dwudziestym sezonie, rozgrywanym w przyszłoroczne lato. Trzymam za słowo Staszku.
MVP - Adam "Borówa" Borowiak - za tą szaloną końcówkę
fifik