OCM 90:100 Ballin' Monkeys
1 kw. | 2 kw. | 3 kw. | 4 kw. | Wynik końcowy | |
OCM | 23 | 15 | 27 | 25 | 90 |
23 | 38 | 65 | 90 | ||
Ballin' Monkeys | 25 | 50 | 77 | 100 | 100 |
25 | 25 | 27 | 23 |
Mecz zapowiadał się dla mnie interesująco – spotkały się dwie całkowicie nowe drużyny, które grają w tej samej grupie co ja, więc miałem okazję podpatrzeć swoich przyszłych przeciwników. Gospodarze stawili się w dziewięcioosobowym składzie, natomiast Nazwa Robocza przyszła w siódemkę.
Od pierwszej akcji OCM zaczął bronić agresywną strefą całkowicie rozbijając atak rywali i zmuszając ich do rzutów z trudnych pozycji, które nie umiały znaleźć drogi do kosza. Trafień nie ułatwiały także bardzo sztywne obręcze, gdy wypluwały piłki, które zdawało się już miały wpaść. Gospodarze pomimo świetnej defensywy, sami także mieli problemy ze zdobywaniem punktów. Brak większego pomysłu na rozegranie piłki także skutkowało podobnymi próbami rzutowymi o nie lepszym efekcie. Sumując to z faktem, że mieliśmy do czynienia z typowym tartanowym graniem składającym się z trash talku i częstego zatrzymywania przeciwnika niezgodnie z przepisami, po niecałych 10 minutach dalej utrzymywał się wynik 5-4, a drużyny miały tyle samo fauli co punktów. W końcu obie ekipy zaczęły trafiać, a wynik ruszył do przodu utrzymując różnice kilku punktów aż do końca kwarty.
W drugiej odsłonie goście pokazali w końcu swoje zgranie, znaleźli sposób na obronę strefową znajdując co chwilę dogodne pozycje do rzutów i powoli odjeżdżając z wynikiem na kilkanaście punktów. Gdy różnica zaczynała się robić niebezpieczna u gospodarzy na boisko wrócił Fabian Gancarz (z którego już nie zszedł do końca meczu) i powoli rozpoczynał się jeden z najlepszych indywidualnych występów w historii tej ligi. Trafiał przez ręce, na kontakcie, znakomicie krył 1 na 1, zbierał każdą piłkę. Poziomem energii i zaangażowania przewyższał wszystkich na boisku razem wziętych. Udało mu się niemal w pojedynkę zniwelować stratę do zaledwie 12 punktów na koniec połowy dając ciągle szanse na wygraną w spotkaniu.
Drugą połowę goście ponownie dobrze zaczęli doprowadzając do stanu 57-41, po czym jednak coś w ich grze się zacięło. Tak samo jak w pierwszej kwarcie nie potrafili znaleźć dogodnej pozycji do rzutu i tracili wiele piłek, tylko tym razem Ostry Cień Mgły bezlitośnie to wykorzystywał zdobywając 15 punktów z rzędu i zbliżając się na jedynie jeden punkt. Nazwa Robocza wzięła drugi czas na żądanie, po którym wrócili na boisko całkowicie odmienieni. Ich okrzyk „Małpy razem silne!” znalazł zastosowanie – dzieleniem się piłką zaczęli znajdować proste punkty spod samego kosza, a za linią 3 punktów w końcu odnalazł się Borowski, dzięki czemu zaliczyli serię 14-0. Gospodarze odpowiedzieli trzema trójkami, w tym dwoma Gancarza rzuconymi ze stepbacku przez ręce odpowiednio 2 i 3 obrońców, jednak zanim zdążyli nabrać wiatru w żagle, Nowak i Boro także pokazali swój zasięg rzutowy i szybko zakończyli kwartę.
Ostatnia kwarta to pościg OCM-u, któremu przewodził nikt inny jak Gancarz. Pomimo spędzonej ponad godziny na boisku bez żadnej zmiany w dalszym ciągu wyrywał każdą piłkę na zbiórce, nie odpuszczał w obronie, a na atakowanej stronie boiska brał na siebie właściwie całą grę. Pozwoliło to zbliżyć się aż na dwa punkty przy stanie 90-88, gdzie mogło się wydawać, że tak rozpędzeni gospodarze wezmą ten mecz. Wtedy Borowski ponownie odpalił dwa razy zza łuku, a jego koledzy dołożyli łatwe 4 punkty spod samej obręczy kończąc spotkanie wynikiem 100-90.
MVP – Klaudiusz Borowski, który uzbierał 32 punkty i trafił kluczowe 5 trójek w drugiej połowie, gdy przeciwnicy zaczynali gonić wynik.
U gospodarzy ponownie na słowa uznania zasługuje Fabian Gancarz, autor około 60 punktów, który rozgrywał spotkanie na poziomie niedostępnym dla nikogo innego na boisku. Można jedynie żałować, że ten występ nie został ukoronowany zwycięstwem.
Galeria